Vilsarion
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras

2 posters

Go down

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Empty Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras

Pisanie by El Jaco Sob Mar 28, 2020 6:26 pm

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Banner

Las Ilhas Unidas de Baíazul


Nazwa nacji:
- Las Marterras, od archipelagu. Nikt o zdrowych zmysłach nie wykorzysta pełnej, prawnej nazwy państewka w innej sytuacji niż przy dokumentach handlowych, pompatycznych wystąpieniach albo aktach dyplomatycznych. W językach obcych wyspom - w gwarach cudzoziemskich - można je pewnie nazwać Wodolądami lub Ziemiowodami. Tesoranie dodatkowo nazywają cały archipelag Ilhas Vagabundos: Wyspy Wędrujące.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Ludy

Opis rasy:
- Ludzie - i co tu dużo o nich mówić? Typowi mieszkańcy Baíazul i Las Marterras mają kolor skóry od śniadej do naprawdę jasnej, ale przez oddziaływanie słońca: często są opaleni aż do głębokiego brązu. Nie różnią się wyglądem od ludzi w innych częściach kontynentu. Mają najczęściej włosy i zarost o czarnej barwie, dorastają gdzieś do sześciu-siedmiu stóp, posługują się językiem comum - wspólnym dla wszystkich wyspiarzy i tak odmiennym od mowy używanej przez kontynentalnych.

- Trupy - co do zasady... też ludzie. Po prostu pewien procent populacji Las Marterras nie żyje. Czym się różnią od pozostałych? Ano, nie starzeją się i nie potrzebują oddychać, za to gniją i przez to cuchną. O dziwo jednak wśród truposzczaków wyróżnić można najważniejszych Gabombian, Serran i Tesoran; związane jest to z historią archipelagu. W pewnych bardziej zabobonnych kultach lokalnych wyspy panuje poszanowanie dla śmierci, przez co umarli nie są w żaden sposób wykluczeni z życia społecznego.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Okolice

Geografia:
- Las Marterras odnosi się do całego archipelagu, ale prawda jest taka, że Las Ilhas Unidas de Baíazul obejmują tylko trzy wyspy. Wszystkie trzy leżą w klimacie tropikalnym, porośnięte są w głębi lądu gęstwiną pnącz, lian, charakterystycznych dla gęstych puszcz drzew; a ponadto pada tam nadzwyczaj często, jest mokro i wszelka zaraza czy mór wylęgną się na głębokich tropikalnych bagnach w tempie obcinania paznokci. Mimo wszystko da się wyróżnić pewne różnice między wysepkami.

1) Gabomba - największa i najgęściej zaludniona wyspa całego archipelagu. Siedziba emporium morskiego, budowniczych statków, najlepszych gorzelników i najgorszych szumowin na wyspach; a ponadto, siedziba kapitanów zarządzających wyspami Las Marterras. Stolicą Gabomby jest miasteczko portowe Caramba, którego słynna dzielnica Copacabana uchodzi za istny raj dla szkutników.

2) Ilha Serrano - duże, mokre i przede wszystkim w cholerę zarośnięte trzciną cukrową wyspiszcze. Podstawa rumowej ekonomii Las Marterras i przez to strategiczna lokacja biura dla każdego szanującego się handlarza czy gorzelnika. Wyspa jest zaludniona bardzo gęsto, a pracujący na niej machetas należą do hardych; spośród nich rekrutuje się kwiat marynarzy Las Marterras. Stolicą Ilha Serrano jest centrum cukierniczego przerobu - leżące w centrum wyspy miasteczko Vidal.

3) Ilha del Tesoro - trzecia wyspa zjednoczonych Las Marterras, stereotypowy kozioł ofiarny. Ilha del Tesoro słynie z dużych złóż gliny i wyjątkowego słodkowodnego nawodnienia nawet jak na tropikalny archipelag. Tutejsza populacja zajmuje się więc głównie wydobyciem tego surowca; z niej wypalane są choćby cegły do domostw na Gabombie. Tubylcy często żyją w glinianych domach, wymieniają się glinianymi talonami jak walutą, tworzą gliniane dzieła sztuki, a zawistni mówią, że pewnie też glinę jedzą. Mimo wszystko w głębi skalistego gruntu, pod gliną, ukryte są też złoża żelaza i węgla z których chętnie wyspiarze korzystają. Stolicą wysepki jest - co nie służy uwolnieniu się od stereotypów - górnicza Escava.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Kapitanowie

Ustrój:
- Dziwna kalka czegoś między zarządem kolonialnym (z resztkami uprawnień lokalnych urzędników, tylko przekazanych samowybieralnym naczelnikom) a pirackiego solidaryzmu, połączonego z pewną dozą drzemiącego w nim autorytaryzmu. Małe społeczności posiadają prawo do samorządzenia się, choć leżąc we wzajemnie głębokich powiązaniach i strefie wpływów Gabomby odpowiadają przed Radą Kapitańską, w której prawo do oddania głosu ma każdy, kto posiada własny okręt na którym ma co najmniej pięciu załogantów; czyli każdy, kto śmie nazywać się kapitanem.

Łatwo sobie wyobrazić, że wpływy lokalnych społeczności i niechęć do współpracy czasem ścierają się z żądaniami Rady Kapitańskiej. Jak to w społeczeństwie korsarsko-piracko-wyspiarskim, elementem spajającym i godzącym interesy jest zazwyczaj bezpieczeństwo zewnętrzne. Stąd, główną usługą i narzędziem wpływu kapitanów na pomniejsze społeczności jest siła militarna i flota, która będzie w stanie te wyspy w razie czego obronić. Poza tym, skoro kapitanem może zostać właściwie każdy, na cóż bunt przeciw systemowi, skoro można zbudować własne statki i wykorzystać to na swoją korzyść... ?

Na czele Rady Kapitańskiej - organu wykonawczego, ustawodawczego i sądowniczego zarazem - stoi zwykle wyjątkowo charyzmatyczna albo uzdolniona osoba wyłoniona spośród kapitanów na ich pierwszego przedstawiciela. Nazywają takiego po prostu Admirałem. A obecnym Admirałem Las Marterras jest El Jaco.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Sitrejd

Ekonomia:
Polityka handlowa Las Marterras opiera się o wolny handel. Nikt nikomu nie zagląda do sakwy ani do magazynu, nie interesuje się, skąd pochodzą dobra które trafią na wyspy. Z tym maciupeńkim wyjątkiem, że ktoś się czasem jednak zainteresuje; a przez tego kogoś ma się na myśli oczywiście Radę Kapitańską, która można zgodnie uznać jakiś interes za wyjątkowo niekorzystny dla własnych interesów i zwyczajnie nakazać przejęcie dóbr. Nie jest to merkantylizm, a stary, dobry rabunek.

Także szlaki w których uczestniczą handlarze Las Marterras muszą liczyć się z tym, że nie są one bezpieczne przed korsarzami z Gabomby. Tak jak wolny jest handel, wolne jest też korsarstwo; chociaż napadanie na krajan jest dosyć źle widziane, a bez szczególnego zatargu i powołania się na prawo vendetty można skończyć nawet z głową obciętą maczetą. Jednak nawet szlaki zawarte z innymi krajami nie są bezpieczne przed wolnymi przedsiębiorcami, jeżeli kraj handlujący z Las Marterras nie opłaci odpowiedniej... daniny za protekcję ich ziomków.

Na czym polega, jak funkcjonuje gospodarka archipelagu? To proste. Większość społeczeństwa pracuje przy pracach fizycznych: uprawianiu trzciny cukrowej, tabaki i małych uprawach rolnych, przy połowach ryb, ścinaniu drzew i kopaniu gliny, kamienia i żelaza czy innych niewymienionych. Te podstawowe surowce trafiają następnie na wolny rynek i kupowane są przez tych, którzy się nimi zainteresują. Są to zazwyczaj przetwórcy i gorzelnicy, handlarze i monopoliści; czasami temu wolnemu rynkowi pomaga maczeta lub przewaga floty, która wymusza na niektórych podporządkowanie się. To Radzie Kapitańskiej w żaden sposób nie przeszkadza - tak po prostu działa życie. Przetworzone produkty trafiają do sklepów w różnych częściach archipelagu, gdzie są zbywane potencjalnym klientom. Kupcy pracujący w sklepach mogą być zastraszeni lub zastraszający, zazwyczaj jedno z tych dwóch.

Jeżeli chodzi o dumy zarobku narodowego Las Marterras: jest to głównie rum carambański. Wspaniały, mocny, warzony z cukru pozyskiwanego z trzciny cukrowej rodem z Ilha Serrano, uchodzi za jeden z najsłodszych i najczystszych smaków znanego świata. Piją go wszyscy począwszy od machetas aż po nieumarłych kapitanów; jest też głównym towarem eksportowym wysp i nierzadko walutą obok funkcjonującego reala, złotej i srebrnej monety. Szkutnicy z Copacabany wykonują z drewna Gabomby i Ilha Serrano doskonałej jakości okręty. Wypalający cegły rzemieślnicy i budowlańcy wykonują usługi budowlane; wywodzą się szczególnie z Ilha del Tesoro. Gdzieś obok funkcjonuje także hutnictwo w zakresie stali - przetwarzanie żelaza przy użyciu węgla. Obok jest także pozyskiwanie prochu strzelniczego do broni palnej i ich wytwarzanie; dominują jednak tanie i powszechne modele tychże.

Jak spływają fundusze do budżetu wspólnego zarządzającego przez Radę Kapitańską? Cóż, w formie podatków, oczywiście. Urzędnicy-kapitanowie za swoje usługi na rzecz doprowadzania funduszy do budżetu dostają procent z zysków, choć muszą się dostosować do decyzji Rady Kapitańskiej by nie rujnować hardo trzymającej się ekonomii. Podatki te niewiele się więc różnią od społecznie akceptowanych haraczy uiszczanych na rzecz wspólnych instytucji. Nikt nie ukrywa tego, że kapitanowie wchodzący w skład organu naczelnego mają ogromne zyski z angażowania się w działalność powszechnie uważaną za przestępczą.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Rapieras

Społeczeństwo:
W teorii wszyscy są społecznie równi i mogą dotrzeć do każdej pozycji w wolnym marterrańskim organizmie państwowo-społecznym. W teorii. W praktyce funkcjonuje bowiem potężna bariera kompetencji, wpływów, wykształcenia, posiadanych funduszy i wielu innych czynników, które rozgraniczają archipelag na trzy grupy społeczne.

1) Machetas - najliczniejsza grupa zrzeszająca praktycznie wszystkich pracowników fizycznych, niezależnie od ich piśmienności. Pozbawieni wpływów, nieposiadający punktu oparcia i pracujący w większości na plantacjach trzciny cukrowej - skąd pochodzi nazwa grupy, od maczet, których używają w pracy - skazani są tkwienie w pozbawionym szansy na rozwój życiu. Nie musi to od razu rodzić niezadowolenia; życie machetas jest w miarę stabilne i nie ingerują w nie inne grupy społeczne, poza może okresowym zbieraniem podatków i haraczy, czy wykorzystywaniem części ich możliwości produkcyjnych dla własnych celów zarobkowych. Pastwienie się nad machetas jest źle widziane społecznie i Rada Kapitańska jak dotychczas często ingerowała w celu pozbawiania głowy kapitanów dokonujących aktów przemocy na najuboższych. [ok. 85% populacji]

2) Rapieras - klasa średnia posiadająca zakłady przetwórcze i produkcyjne, a także członkowie załóg okrętów. Ludzie najczęściej piśmienni i o pewnych wpływach, być może z urodzenia, być może nabytych poprzez ciężką pracę własną. Kontrolują większość wyższej klasy ekonomii Las Marterras lub stanowią jej siłę zbrojną; są w posiadaniu wiedzy, środków i pomysłów. Nierzadko ich poparcie wymagane jest do awansu społecznego; wielu capitães jest od nich zależnych właśnie z tego powodu, że trzęsą produkcją okrętów. [ok. 14% populacji]

3) Capitães - klasa wyższa posiadająca właściwie monopol na wszelką władzę w Las Marterras. Współtworzą prawo, wykonują je i przeprowadzają sądy nad wywrotowcami; decydują swoimi wpływami o kierunku polityki zagranicznej archipelagu i są mechanizmem wykonawczym większości przedsięwzięć narodowych. Każdy z capitães posiada pod swoją komendą co najmniej jeden statek, choć w gruncie rzeczy posiadanie więcej niż jednej łajby grozi ryzykiem wywołania buntu przez załogę i ogłoszenia się Pierwszego Oficera okrętu jednym z capitães; to jest częstsza sytuacja niż się wydaje. Może to dotyczyć zarówno kapitanów zajmujących się zarówno handlem, jak i wykonujących zadania państwowe czy dokonujących rajdów na obce okręty. Capitães są stanowczą podstawą powodzenia Las Marterras, decydują o jego powodzeniu militarnym, dyplomatycznym i o sile jego wpływów. [niecały 1% populacji]

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Znachor

Wierzenia:
Pierwsi kolonizatorzy Las Marterras przynieśli ze sobą pierwotne wierzenia, które zostały następnie ucywilizowane przez wpływy swoich kolonialnych następców, którzy objęli pieczą część archipelagu. Są to religie typowo ludowe; znachorstwo i szamaństwo są w nich popularne i zakładają obcowanie trzech światów - żywego, umarłego i czystej esencji arkanicznej. Bogowie i loa voodoo pierwotnego są w większości bezimienni, a niektórzy mają imiona nadane im przez lokalne społeczności, które kompletnie różnią się w innych.

Sceptycyzm jest w Las Marterras uważany za idiotyzm. Duchy i magia istnieją, tak jak istnieje morze i istnieje rum. Po prostu niektórzy umyślnie stronią od kontaktu z siłami paranormalnymi i czy to nie składają ofiar duchom, przodkom i loa, czy to nie zadają się z szarlatanami: ich sprawa. Natomiast wpływ religii wśród machetas i capitães jest dość spory, niemożliwy do przeoczenia: czy to w pewnych ekscentryzmach czy w chęci zabezpieczenia swojego dobytku, własności, upewnienia się w swoim szczęściu... czy zapobiegnięcia pechowi który może chcieć wywołać u nich rywal.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Kolonisci

Historia:
Las Marterras kilka do kilkunastu stuleci temu były zamieszkane przez gnomy i gobliny wyspiarskie. Same wyspy, oddalone kawałek od kontynentu, nie były w sferze zainteresowania większych państw; logistyczne utrzymywanie tamtego terytorium było praktycznie niemożliwe. Nadszedł jednak dzień, gdy zainteresowały się nimi ludzkie plemiona; i w czasie, gdy Dagrad był w powijkach, na Las Marterras przybyli pierwsi ludzcy osadnicy. Nie przypominali w żaden sposób obecnych mieszkańców wysp: byli dzicy, życzyli sobie wyłącznie podporządkować sobie naturę i żyli półosiadłym trybem życia. Jedynym powodem ludzkiej ucieczki była, zdaje się, potrzeba wycofania się ze stref wpływów vaulońskiej i nurvandzkiej. Tak jednak zaczęły się czasy ludzkie na wyspach.

Ludzie ani myśleli układać się z kradziejskimi gnomami i wojowniczymi ludami goblińskimi zamieszkującymi wyspy: doszło do wojny, w której zdecydowane zwycięstwo odnieśli najeźdźcy, wybijając całą populację nieludzi. Pech chciał, że tropikalny klimat wyspiarski do którego nie byli przystosowani wkrótce odpowiedział na ich wtargnięcie plagą podobną do malarii, która wybiła większość uzurpatorów: było to poniekąd czynnikiem który odebrał natywnemu marterrańczykowi broń z rąk przed trzema wiekami. Zdziesiątkowana, populacja nie była w stanie odtworzyć dawnych struktur społecznych i rozpierzchła się po archipelagu w małych plemiennych osiedlach. Naraziło ją to na inne zagrożenie...

Zagrożeniem tym była inwazja Puerto Averte w drugiej połowie I wieku po założeniu Dagradu. Puerto Averte było ambitnym morskim miastem-państwem założonym na skutek organicznej pracy członków dosyć odizolowanej grupy etnicznej; obserwując działalność mieszkańców Dagradu i siłę państw północy, władze republiki doszły do wniosku, że niezbędne są działania mające podporządkować im kolejne terytoria, w tym przypadku: zamieszkane przez prymitywów wyspy archipelagu Las Marterras.

Jak sobie założyli - tak poczynili. Avertańczycy wypłynęły na bezmiar Baíazul - Zatoki Błękitnej - i wkrótce założyli pierwsze stałe osiedla na plażach archipelagu. Lokalna ludność nie stawiała oporu i została prędko zasymilowana w obręb lokalnej społeczności. Co ciekawe, ze względu na powolny przypływ nowych osadników w pierwszych latach od założenia kolonii, mieszanie kulturowe przebiegało na korzyść tych nielicznych autochtonów: zdołali jakimś sposobem spopularyzować swoją religię i magię pośród przybyszy, choć musiały z niej odejść takie elementy jak kanibalizm, voodoo tortur czy magia krwi. Kolonie rozwijały się przez kolejne wieki i pozostawały perłą Puerto Averte, dzięki której to wzbogaciło się i przez pewien czas było lokalną potęgą.

Wyspy były uporządkowane i zamieszkane przez lokalną populację znoszącą umiarkowany wyzysk, całkowicie zasymilowaną z Avertańczykami. Kolonialni gubernatorzy zazwyczaj traktowali wyspy jak swoją własność; poziom życia poza osiedlami wybrzeży był dosyć niski, jednak brak ambicji kolonijnych zarządców i żyjących z uprawy trzciny cukrowej i tytoniu mieszkańców nie był w stanie tego zmienić. Zmieniło to coś innego.

Wielka Zaraza która wybuchła na początku III w. O.Z.D. dotknęła okolice Puerto Averte; uderzyła tak nagle i tak spustoszyła okolice kolonijnego miasta, że to zostało całkowicie odcięte od źródeł żywności. Wybuchła gigantyczna panika, która momentalnie się także zakończyła, gdy okazało się, że gigantyczne mury miejskie są w stanie odciąć republikę od rozprzestrzeniania się moru. Oczy zarządców spoczęły na spokojnych koloniach, w których upatrywano ocalenia w tej trudnej sytuacji. Rządcy Puerto Averte nakładali na kolonie kolejne podatki, najczęściej ściągane w postaci pożywienia i cukru, które były następnie ściągane do rodzimego portu; trwało to kilka lat, zanim zaraza nie zaczęła rozprzestrzeniać się do wnętrza miasta przez rybackie eskapady i Avertańczycy nie zrozumieli strasznej prawdy: albo wydostaną się do kolonii, albo skończą tak jak niejedno z sąsiednich miast, jako umarły pomnik dawnej świetności.

Podjęte zostały kolejne działania mające na celu przyciśnięcie ludności kolonii. Dodatkowe kontrybucje i uszczuplenie środków przeznaczanych na zarządzanie dla gubernatorów kolonii przeszły relatywnie bez echa. Prawdziwy problem zaczął się wtedy, kiedy Jorhe de Cantan, ówczesny rządca Puerto Averte, zdecydował się wprowadzić w życie plan budowy Nuevo Averte na Gabombie: miało stanąć w tym miejscu, w którym stoi dzisiejsza Caramba. Ludność tubylcza została wysiedlona, z kolonistów planowano zedrzeć ostatnie koszule i ruszyć do nowego świata, by odratować się przed zarazą i przenieść na, wydawałoby się, zbawienny archipelag. Było to rozwiązanie idealne.

Innego zdania był Neigroforde.

Kim był Neigroforde? Tego tak do końca nie wiadomo. Powiadają, że był przez cały swoje życie marynarzem i dzielnym odkrywcą, który opłynął Vilsarion wzdłuż i wszerz. Ukochał sobie kulturę Las Marterras i osiedlił się na wybrzeżu Ilha Serrano, koordynując w wieku średnim działalność swoich flot handlowych i bogacąc się. W pewnym momencie postanowił wystąpić głośno - zbierając przy tym szereg towarzyszy, zaprzyjaźnionych kapitanów i osadników na archipelagu - przeciw planowi Jorhe de Cantana. Udał się na plac budowy Nuevo Averte i zapowiedział, że miejsce zostanie przejęte, dopóki nie zostaną wynegocjowane bardziej korzystne warunki współpracy z tubylcami. Puerto Averte nie mogło ich cały czas wykorzystywać i planować przeniesienia całego swojego dobytku bez ich zgody.

Okazało się, że mogło jednak spróbować. Kiedy wieści o wyczynie Neigroforde dotarły do ojczyzny kolonialnej, przeszedł przez dużą populację ojczyzny szmer wściekłości. Podjęto decyzję - nie należy dyskutować z terrorystami. Do kolonii wysłano pierwszą armadę wojenną, która miała na celu dokonanie desantu w Nuevo Averte i podporządkowanie sobie populacji, a Neigroforde miał zostać ścięty. Wojsko zaskoczyło osadników spodziewających się pokojowego rozwiązania sprawy i początkowo ich rozbiło. Obudziło to jednak w jakiś sposób ducha narodowego Las Marterras, a za podróżnikiem i obieżyświatem stanęło grono sprawnych w walce kapitanów i tubylców z maczetami, którzy zapragnęli chronić swoje domy przed wrogiem. Udało się pod zasłoną nocy pokonać wroga w bitwie pod Capeche i przejąć jego niewielką armadę wojenną; dołączyła ona do zaaranżowanych do walki okrętów kupieckich.

Życie w kolonii stawało się dziwnie nowe i zorganizowane. Dawni zarządcy kolonialni podjęli kooperację z Neigroforde, przez co reżym nie został kompletnie obalony, a właściwie tylko zreformowany. Podjęte zostały działania mające na celu odparcie ewentualnego kolejnego ataku Puerto Averte, a jednocześnie wysłano do stolicy wiadomości o chęci podjęcia współpracy w zamian za autonomię. Żadna nie spotkała się z pozytywną odpowiedzią; gdy Puerto Averte przysłało swoją drugą flotę, wszystko stało się jasne. Albo niepodległość, albo śmierć.

I niestety przyszła śmierć; przynajmniej dla wielu marynarzy i kapitanów. Niewprawieni w walce morskiej Marterranie ustępowali pola doświadczonej flocie wojennej Puerto Averte. Ginęli kapitanowie i marynarze, a okręty nie miały wystarczająco wprawionych chętnych, aby ktoś mógł stanąć za ich sterem i je obsadzić. Mówi się, że w tym czasie Neigroforde podjął kontrowersyjną - ale jakże zbawienną - decyzję podjęcia współpracy z pewnym najemniczym, nieistniejącym już kultem z Ilha del Tesoro: szamani mieli podnieść z umarłych szereg kapitanów zmarłych w trakcie działań zbrojnych oraz ich najlepszych marynarzy, aby ci mogli ponownie stanąć w walce przeciw najeźdźcy. Koszt takiego poczynania nigdy nie został ujawniony, a sam Neigroforde nigdy o nim za życia nie wspomniał. Nieumarli wkrótce powstali z grobów zachowując dawne charaktery i część wspomnień, nie przypominając bezmózgich szkieletorów, a raczej zdeterminowanych wojowników chętnych do powrócenia do dawnego życia; widocznie identyfikujących się z sensem walki i może aż nazbyt wojowniczych.

Dzięki temu zagraniu szala zwycięstwa szybko przechyliła się na stronę Las Marterras. Druga armada wroga została ostatecznie odparta, dając kolonistom kilka lat odpoczynku i możliwości przyszykowania się do kolejnej obrony. W ciągu tych paru lat z Puerto Averte do kolonii przyemigrowało sporo avertańskiej śmietanki; handlarzy, artystów, inżynierów i naukowców, którzy opowiadali o problemach z jakimi radzi sobie ojczyzna z powodu zarazy i o wielkiej armadzie, która miała wkrótce przypłynąć na wyspy, aby zakończyć ich bunt.

Armada pewnego dnia nadpłynęła; była jednak pełna marynarzy wygłodniałych i cywili wykonujących role wojskowych. Widać było, że była to właściwie bardziej akcja desperacka, wysłanie każdego kto tylko pozostał w celu odebrania wysp i odratowania losu Puerto Averte. Potężne statki o złym obsadzeniu były zmiatane z powierzchni mórz i wysyłane na dno, czasem przejmowane w abordażu przez floty związku dawnych wysp kolonialnych i posyłane przeciw wrogowi. Część cywili została odratowana i rzeczywiście dano im możliwość osiedlenia się w koloniach. Wyglądało na to, że Puerto Averte nie będzie już męczyło swoich dawnych kolonii.

Nigdy nie przyszło już usłyszeć ani słowa z Puerto Averte, a przez wiele lat zainicjowana przez Neigroforde Rada Kapitańska wydawała zakaz udawania się tam nawet kupcom; groziło za to ścięcie głowy i pozbawienie mienia. Z czasem kultura kupiecka i izolacjonizm zaczęły przekształcać się w korsarstwo i piractwo, wysoka kultura: w kulturę wysokich fal i mórz, a w ekonomii zapanowały rum, hulanka i tabaka. Po kilkunastu latach od wywalczenia niepodległości Las Marterras i zawiązania Las Ilhas Unidas de Baíazul - zniknął Neigroforde. Co się z nim stało? Jego los jest kompletnie nieznany. Mówi się o niezmierzonych bogactwach które ten zabezpieczył w czasie walki z Avertańczykami, mówi się, że zawsze odmawiał wskrzeszenia po śmierci jako nieumarły; można tylko domniemywać, że ten wieczny bohater jest już martwy po tak wielu, bo aż blisko osiemdziesięciu, latach po zwalczeniu dawnego wroga.

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras El_jaco

Władca:
El Jaco [Militarysta, Admirał] jest obecnym Admirałem Las Marterras. Korsarz-weteran, na zlecenie Rady Kapitańskiej koordynował rajdy na dziesiątki okrętów stwarzających zagrożenie dla ustanowionego Las Ilhas Unidas i atakował okręty kupców, których porty nie opłaciły stosownej daniny na rzecz Las Marterras. Człowiek ambitny, pewny siebie i zapamiętały, wyraża szczególne zainteresowanie dziedzictwem Neigroforde. Jego pseudonim pochodzi od haka który zastąpił mu lewą dłoń po jej utracie która nastąpiła w trakcie jednego z abordaży.

Grupy wpływu:
- Rada Kapitańska: zbór kapitanów podejmujących najważniejsze decyzje w Las Marterras. Zasiadać w niej ma prawo każdy kapitan posiadający własny okręt o co najmniej pięciu załogantach; jest szkieletem, mieczem i okiem lokalnej administracji.
- Liga Szkutników: to największy zbór bogatych rapieras; wbrew wszystkiemu, nie wszyscy z nich zajmują się budową statków i są szkutnikami. Prestiż jednak jaki niesie ze sobą odpowiadanie za siłę morską państwa odpowiada sam za siebie. Dogadani, reprezentują interesy swoich reprezentantów i chronią ich przed stratą.
- Starszeństwo: Gabomba, Ilha Serrano i Ilha del Tesoro zamieszkane są przez mnóstwo machetas, biednych rodaków, których interesy reprezentują dogadani ze sobą Starsi, odpowiednicy jakby dawnych konsulów i wodzów. Z ich zdaniem przy realizacji pewnych działań muszą liczyć się zarówno Rada Kapitańska jak i rapieras.

Ważne osobistości:
- Abogerdo - kapitan, doradca cywilny w zakresie ściągania podatków z populacji cywilnej. Uzdolniony korsarz i pirat, swoje umiejętności zdzierania floty z handlarzy stosuje obecnie na populacji lokalnej starając się znaleźć złoty środek między kwotą bezpiecznie dostarczaną a zdzierstwem.

- Gargaballe - jeden z rapieras, nieumarły mag wskrzeszony przeszło osiemdziesiąt lat temu w celu wsparcia walki przeciw Puerto Averte. Specjalizuje się w badaniu źródeł magii i maksymalizacji pozyskiwania jej ze wszelkich dostępnych źródeł. Jest zainspirowany sztuką znachorską i szamańską; jego traktat o wbieganiu w portale zyskał sobie szacunek paru czarodziejskich głów z Las Marterras.

Militaria:
Siły bojowe Las Marterras dzielą się na okręty i to, co po tych okrętach chodzi; z poszanowaniem praw kapitańskich. W czasie pokoju Rada Kapitańska ustala liczbę liczbę okrętów i kapitanów których będzie w stanie nająć dla wykonywania stałych działań takich jak regularne patrole na wodach Baiazul, rajdy korsarskie czy ataki. W czasie wojny, z powodu racji stanu, wszyscy kapitanowie obowiązani są stanąć murem za wolnością i wziąć udział w działaniach zbrojnych w jakiś sposób, zapłatę za swoje działania uzyskując poprzez zgarnięcie łupów wojennych lub wypłat uiszczonych przez Radę Kapitańską po czasie.

W związku z tym, że perłą Las Marterras jest flota i są jej załogi używające najczęściej broni palnej i mobilnych taktyk, siły lądowe są właściwie tylko dodatkiem. W razie potrzeby najmuje się machetas i wyposaża w najprostszą broń ciętą; coś takiego jak pancerze nie istnieje w kulturze Las Marterras, a najcięższy strój noszony przez piechotę to najpewniej prosta skórznia (ale: także niezbyt ciężka ze względu na tropikalny klimat). Na co dzień Rada Kapitańska opłaca też szereg zdolnych rapieras, którzy stanowią pewnego rodzaju siłę pacyfikacyjną i szybkiej reakcji w razie nieoczekiwanych zagrożeń.

Stosunek do magii:
Pozytywny! Las Marterras nie wykształciły sobie żadnych własnych szkół magicznych, ale magia ludowa - w szczególności znachorstwo, szamaństwo i elementarna magia powietrza i wody - znajdują szerokie poważanie pośród narodu marynarskiego. Pomagają przy żegludze i leczą rany, więc są przydatne i nie ma powodu aby się ich obawiać. Również zaklinanie i pewny praktyki voodoo są w zakresie zainteresowania tak prostych machetas, jak i potężnych capitães - dla zabezpieczenia dobytku i skarbów. Nierzadko korzysta się na wyspach z usług znachorów tylko po to, by przekląć tego, kto spróbuje poważyć się na czyjąś własność. Jest to sztuka popularna, lubiana i powoduje, że dosyć sporo przeklętych osób przybywa na wyspach z roku na rok.

Okręt na którym urzęduje znachor bądź elementalista-samouk jest chlubą swojego kapitana.

POŁOŻENIE NA MAPIE.
El Jaco
El Jaco

Liczba postów : 12
Join date : 26/03/2020

Powrót do góry Go down

Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras Empty Re: Las Ilhas Unidas de Baíazul, pot. Las Marterras

Pisanie by Mistrz Gry Sob Kwi 04, 2020 12:58 pm

Bractwo Kapitanów - nie ma co się oszukiwać - niepodzielną władzę i właściwymi obywatelami Las Marterras są Capitães. Bez ich poparcia na stołku admirała nie utrzyma się nikt, niezależnie od posiadanej fortuny czy siły. Ale admirał, który jest popularny wśród kapitanów, może być pewien, że dadzą z siebie wszystko, aby przysłużyć się jego sprawie.

Póki lojalność Rady Kapitanów wynosi 3 lub więcej, utrzymanie dwóch flot jest darmowe, a każda flota ma dodatkowe +1 do siły. Jednak przy lojalności niższej niż trzy utrzymanie flot wynosi dwa razy więcej niż powinno, a floty mają - 4 do siły. WAŻNE: nie są to bonusy/kary za popularność u frakcji!

Kapitan Hak - El Jaco, będąc świetnym organizatorem oraz nawigatorem ma to, czego wielu kapitanom spośród Las Marterras brakuje. Jego umysł pracuje inaczej przy czytaniu map morskich i potrafi skoordynować ze sobą takie ilości okrętów, które innych przyprawiłyby o ból głowy.

El Jaco, jako admirał, może dowodzić dwoma flotami na raz.
Mistrz Gry
Mistrz Gry
Admin

Liczba postów : 88
Join date : 26/03/2020

https://vilsarion.forumpolish.com

Powrót do góry Go down

Powrót do góry


 
Permissions in this forum:
Nie możesz odpowiadać w tematach